Dalej ruszylismy na sloniki, zawieziono nas do obozu, gdzie nalezalo sie przedostac na druga strone rzeki wiszacym mostem, tam zostalismy w parach posadzeni na slonie. Zakupilismy po 20bht bananki dla slonika i ruszylismy przed siebie. Siedzenie wygodne ale trzeba sie mocno trzymac. Warto sie przed ta atrakcja mocno nasmarowac wszelkimi srodkami owadobojczymi gdyz w lesie mocno rozne owady gryza. Sama jazda to niesamowite przezycie, karmienie go gdy traba obwachuje nasze cialo w poszukiwaniu banana jeszcze smiaszniejsze. Mi sie udalo wracac siedzac na jego glowie, jego wlosy strasznie kuly ale zabawa przednia. Gdy zsiedlismy zjedlismy smaczny obiad. Nasyceni wsiedlismy na bambo tratwy i ruszylismy w 30 minutowy splyw po rzece Ping ,spokojnie i już bez zadnych emocji. Dalej mielismy godzinny treking po dzungli, odglosy wnetrza bujnie porosnietego tropikalnego lasu robi wrazenie. Nie potrzebne sa zadne buty trekingowe, zwykle adidasy wystarcza a niektorzy szli nawet w japonkach (ale to nie bylo madre). Gdy zeszlismy z gor udalismy sie zmeczeni temperatura na kapiel w wodospadzie. Maly wodostadzik (niestety nie pamietam nazwy) z rybkami z fish spa i dwoma basenami aby odpoczac.